Otóż pewien możny pan, o którym nic bliższego jednak nie wiadomo, wzniósł w dawnym Podsokolcu (tak zwano dzisiejsze Karpniki, stanowiące podzamcze zamku Sokolec) warowny zamek kamienny z czterokątną wieżą i okopał go głęboką fosą, do której wpuścił tajemnicze ryby sprowadzone z Saksonii, zwane z obca „karpfami”. Ludzi ciekawiło, co też to mogą być za niezwykłe ryby, pan bowiem rozpowiadał o nich na lewo i prawo, zachwalając ich wielkość i smak. Ksiądz na ambonie co niedziela podkreślał jednak, iż odławianie ich przez prosty lud skończyć się może niechybną śmiercią, gdyż owe ryby cudowne tylko dla szlachetnie urodzonych Pan Bóg stworzył. I rzeczywiście, nikt tknąć nie śmiał pańskiej fosy. Aż do pewnego momentu…
Przyjechał razu pewnego ubogi rycerz w gości do karpnickiego pana. Miał on niezwykle wścibskiego pachołka, z ludu chłopaczka, który z ciekawości postanowił jednego karpfa odłowić…Jak pomyślał, tak też uczynił i ze smakiem zjadł pieczoną na ogniu rybę. Powtarzało się to kilka razy, a gdy przekonał się, że śmierć, ani nawet żadna choroba nie przychodzi na niego, rozpowiedział po wsi, że ryby są bezpieczne a i smaczne! I odtąd ludzie nocami się zakradali i łowili karpie z pańskiej fosy.
Pewnego razu jednak strażnik na wieży zamkowej dostrzegł ludzi kradnących ryby i pan wydał rozkaz ścięcia każdego śmiałka próbującego jego dobra uszczuplić. Parę dni później ujęto na gorącym uczynku syna zamkowej praczki, ubogiej wdowy, i na śmierć go od razu poprowadzono, nie zważając na błagania zrozpaczonej matki i syna… Chłopca powieszono w południe, ale jeszcze tej samej nocy pan miał sen koszmarny, który go z posłania zerwał. Zobaczył bowiem chłopca i jego matkę prowadzących na grubym powrozie ogromną rybę, która wybałuszała swoje jakby załzawione oczy; chłopiec powiedział zaś, że zabierają wszystkie ryby i raz na zawsze stąd odchodzą… Pan wybiegł przerażony przed zamek i oczom jego ukazał się widok niecodzienny: oto wszystkie ryby, a było ich tysiące, opuszczały fosę i zostawiając za sobą lśniący w księżycu ślad śluzowatej mazi pełzły jak zaczarowane wprost do Sokolskiej Strugi. Pan karpnicki włosy darł z głowy i wołał za swoimi rybami próbując je zawrócić, lecz nic nie dawały błagania i zaklinanie. W pewnym momencie poczuł na ramieniu dotyk czyjejś dłoni i ku swemu przerażeniu dostrzegł chłopca powieszonego poprzedniego dnia i jego zapłakaną matkę. Popatrzyli sobie w oczy i krótko później pan pośliznął się na jednej z ryb i upadł straciwszy przytomność… Doczołgał się później jakoś do zamku, ale już nie poczuł się lepiej i, mimo, iż z Jeleniej Góry medyka sprowadzono, zmarł w niedługim czasie.
Ludzie na pamiątkę tego wydarzenia wieś nazwali Karpnikami, a Sokolską Strugę- Karpnickim Potokiem.